Witam!
Mam zaszczyt napisać pierwszy raport na stronie z misji Damiana “Kawa z moździerzem” z perspektywy czołgisty, a dokładniej strzelca BMP-1, jest on w formie kartki z dziennika.
Wszystkie zdjęcia można obejrzeć TUTAJ
Zapraszam wszystkich do poczytania i komentowania!
Dzień 8 maja 1985r.
Trwa wojna w Afganistanie. Nasze siły prowadzą ciągłą walkę z wrogiem ustroju socjalistycznego w Afganistanie. Niestety jest to wojna z niewidzialnym przeciwnikiem. Wróg staje się coraz bardziej odważny i ostatnio ostrzeliwuje nasze lotnisko w Bagram z moździerzy.
Jest około godziny 6:40, dowódca operacji zaprosił nas na odprawę z której wynikało, że zwiad lotniczy wskazał nam dwa potencjalne miejsca, gdzie znajdować się może artyleria, a są to umiejscowione daleko od lotniska dwie wioski. Poza tym mamy sprawdzić z jaką skutecznością zostanie wykonany nalot na afgańską bazę zajętą przez mudżahedinów niedaleko wioski pierwszej. W misji udział będą brać: Drużyna piechoty wspierana pojazdem BMP-1 oraz w wypadku dużego oporu wroga mogliśmy wezwać samolot Su-25.
Po zakończonej odprawie ok. godziny 7:00 poszliśmy zabrać najważniejsze rzeczy, mnie wystarczył jedynie makarow, którego szedłem właśnie wrzucić na pojazd, gdy nagle usłyszałem znajomy z ostatnich dni świst, świst spadających pocisków moździerzowych wprost na naszą bazę. Ktoś wykrzyczał “Wszyscy do BMP!”, obróciłem się i zobaczyłem ok. 6 osób pędzących prosto na mnie.Pierwszy pocisk trafił poza lotnisko, szybko wskoczyłem na tyły BMP zostawiając otwarty właz, zaraz za mną 6 ludzi ściskając mnie okrutnie. Drugi padł niedaleko nas. Przeciskając się za moim dowódcą (Kacper) dostałem się na swoje stanowisko. Trzeci … czwarty, ostrzał trwał dalej. Coś wybuchło niedaleko … ucichło. Załoga wychyliła się, piechota wyszła z BMP i zabrała dwa UAZ-y. Su-25 zostało zniszczone, na szczęście dowództwo było na tyle zdesperowane atakami, że przydzieliło nam Su-22.
Nie było czasu, od razu ustawiliśmy kolumnę i wyruszyliśmy w drogę. UAZ jechał pierwszy, potem my w BMP-1, a na końcu UAZ z zamontowanym ciężkim karabinem maszynowym. Zameldowałem dowódcy (Kacper) o stanie amunicji. Przez większość czasu obserwowałem prawą stronę drogi. Ledwo oddaliliśmy się od lotniska, a minęliśmy pięć ciężarówek zaopatrzeniowych jadących w przeciwną od nas stronę. 10-15 minut później, dowódca wykrzyczał pierwsze “Zatrzymaj się, wróg! Po lewej! stój!”. Adrenalina skoczyła, szybko wsunąłem się do kabiny obracając wieżę na lewo, nikogo nie zauważyłem. Nie minęło pół minuty a usłyszałem pierwsze strzały, na szczęście strzelali nasi, widziałem ich smugi. Na nasze nieszczęście duchy były ukryte za drzewami, nie zauważyliśmy żadnego. Wszystkich wybiła piechota, dopiero po 3 minutach zastrzeliłem dwóch skurwysynów zachodzących nas od tyłu, nie było mi ich żal, sami wybrali tak los. Wyruszyliśmy po 5 minutach od wykrycia wroga.
Zatrzymaliśmy się 300 metrów dalej. Żołnierze wyskoczyli z UAZ-ów i naradzali się przy skale. W tym czasie korzystając z przybliżenia i dobrego położenia obserwowałem wioskę i afgańską bazę zajętą przez mudżahedinów. Nic nie zauważyłem, wychyliłem się i obserwowałem jak piechota podzielona na dwie grupy oddala się w kierunku wioski i bazy, my mieliśmy obserwować im tyły i pilnować żeby nikt nie zszedł z góry. Trwało to niecałe 40 minut w tym czasie samolot zniszczył bazę i kilka razy przeleciał nad naszymi głowami, nic nowego. Wróciło ich tylko pięciu, nie mówili co się stało z szóstym (Orzełem) , słyszałem że zginął przez ducha w bazie, ale nie jestem pewien. Wydali nam rozkazy, mieliśmy zatrzymać przed następną wioską.
Przyśpieszyliśmy, czas do następnego “postoju” to mniej więcej 10 minut, “postój” ten był bardzo nieprzyjemny. Wyjeżdżając za góry, gdy właśnie rozmawiałem z dowódcą (Kacprem) smuga śmignęła obok nas, załapałem co się stało dopiero po 15 sekundach gdy następna seria odbiła się od skał, nie czekając wskoczyłem do włazu, szczęście że schowałem się w porę ,bo chwilkę później pocisk trafił tuż nad nami. Zgodnie z rozkazem Kacpra załadowałem odłamkowy, wrogowie kryli się na wzgórzach i strzelali do nas z ciężkiego karabinu maszynowego. Trochę się pośpieszyłem ze strzałem ,bo zrobiłem to gdy dowódca meldował przez radio aby piechota się odsunęła, miałem nadzieję że nikogo nie ogłuszyłem. Pierwszy strzał poszedł za nisko … drugi trafił idealnie! Jednak mudżahedinowi udało się przeżyć i zaczął uciekać. Trzeci trafił zbyt nisko. Radiooperator nadał fałszywy (jak się okazało potem) komunikat, że znajdują się tam moździerze. Dobiłem ich karabinem maszynowym. Dowódca piechoty rozkazał nam wystrzelić tam rakietę, na próżno było tłumaczenie mu że to będzie bez sensu, więc musiałem wykonać. Poleciała, i trafiła … za wysoko. Wymamrotałem do dowódcy ” Ta rakieta, to była trochę bez sensu”, dowódca piechoty (Ruski) chyba to usłyszał ,po czym zwrócił się do Kacpra “Towarzyszu sierżancie, powiedzcie swojemu strzelcowi, że jak coś jest be sensu to może wracać na piechotę do bazy”. Wyruszyliśmy dalej.
Zanim dojechaliśmy do następnego punktu postoju, samolot kilka razy przeleciał nad wioską i zrzucił parę bomb. W punkcie w którym się zatrzymaliśmy widzieliśmy większość wioski, mnie jednak bardzo przeszkadzały drzewa. Dostaliśmy bardzo niewyraźny meldunek od piechoty “Fiodor ech … Iwan, 10 stopni w lewo jest chyba mudżahedin z wyrzutnią” Obróciłem gwałtownie wieżą, nic nie zauważyłem, bo na lewo od nas mieliśmy stromy pagórek. Po zakomunikowaniu że go nie widzimy dostaliśmy rozkaz “Iwan, podjedzcie trochę do przodu i oni są jakieś 10 metrów od muru”. Pierwsza co przyszło na myśl to “Jakiego kurwa muru?”, podjechaliśmy. “Fiodor tu Iwan, gdzie wy macie ten mur, odbiór.” – Kacper odpowiedział. Dowódca czołgu wyszedł wyjaśnić sytuację. Okazało się że chodziło mu o 10 stopni od dwóch karabinów maszynowych, których nie widzieliśmy w dodatku. Samolot zaatakował wioskę, piękny to był widok rakiet lecących na moździerze. Meldował także coś o BRDM-ie na wjeździe do wioski. Załadowałem kumulacyjny, jechaliśmy a piechota szła za nami … a raczej biegła bo kierowca (Shadow) nie wyrabiał. Zatrzymaliśmy się na pagórku przed prawdopodobnym pobytem BRDM-a. Piechota zauważyła ZSU, mój dowódca zameldował że go nie widzimy, radiooperator powtórzył jego położenie, zauważyliśmy go jednak okazało się że jest wyżej niż uważaliśmy. Dowódca piechoty rozkazał mi wysiąść i zapytał się mnie czemu do niego nie strzelam, gdy mu odpowiedziałem że nikogo tam nie widzę i nie dostałem rozkazu, to chyba się zdenerwował i kazał mi go zniszczyć. Nie trafiłem, rakieta śmignęła minimalnie nad działkiem. Podjechaliśmy kilkanaście metrów dalej i zniszczyliśmy… a raczej dobiliśmy BRDM-a który stał na środku drogi.
Chwilę później radiooperatorowi zepsuło się radio i chyba nas nie słyszał, nic nowego, takie rzeczy już się zdarzały. Dostałem rozkaz znalezienia piechoty i przyprowadzenia operatora radia do dowódcy. Nie znalazłem nikogo, ale zauważyłem wrogów na zachodzie, szybko wróciłem się do pojazdu i zameldowałem o tym. Po kilku minutach otrzymaliśmy informację od pilota, że wróg naciera od południa. Nie zdążyliśmy się ustawić na górce na północy, a już drogą przejechał nieznany gąsienicowy pojazd, poznaliśmy ponieważ strasznie hałasował. Chwilkę później otrzymaliśmy kolejny komunikat o nieprzyjacielu atakującym z północy na południe, więc byliśmy w czarnej dupie, na południu prawdopodobnie czołg i piechota, na północy bardzo duża ilość piechoty. Patrzyliśmy jak czołg nas flankuje, było to T-34, gdy był blisko nas kierowca cofnął lekko wychylając się zza budynku. Coś łupnęło koło nas, ale tak że nic nie poczuliśmy, łupnęło znowu zrzucając mnie na podłogę, nie wiedziałem co się dzieje, chciałem szybko obrócić wieżę, nie zdążyłem, jebło trzeci raz , tym razem zarzuciło nami tak porządnie, że zmasakrowałem sobie nos soczyście przyjebujuąc w peryskop, na dodatek chyba jakaś skrzynka spadła mi na lewą rękę, bo ją rozciąłem … do kości. Byłem nieprzytomny, kilka minut później obudziłem się i zobaczyłem zmasakrowane ciało kierowcy (Shadow), wziąłem makarowa do prawej dłoni i wyszedłem. Nie czułem nic, bólu, zimna, żadnych emocji, nie bałem się śmierci, kompletne nic. Przetoczyłem się do jakiegoś domu, i patrzyłem jedynie przez okno. Chwilę potem usłyszałem kroki, do budynku wszedł Kacper, jego twarz także nie wyglądała za ładnie była cała zakrwawiona, miał też dwie wielkie rany na plecach. Nagle znowu zrobiło mi się słabo, a głowa stała się cięższa, upadłem, zemdlałem. Kacper chyba położył mnie na jakieś stare koce, bo tak się obudziłem. Nic nie mówił pewnie dlatego że jego stara rana na twarzy na nowo się otworzyła. Przez cały czas który leżałem stał w drzwiach i pilnował wejścia, jeden brudas nawet wbiegł, postrzeliłem go z pistoletu, a Kacper dobił z kałacha. Ucichło … ale nie na długo. Ktoś krzyknął, coś upadło, coś wystrzeliło, coś wybuchło, ktoś upadł… W uszach zapiszczało, Kacper leżał z rozerwanym brzuchem … krzyczał, w głowie się kręciło, nie wiadomo jak przed oczami pojawiła mi się podłoga … Gdy się obudziłem Kacper jeszcze żył …
próbowałem go poskładać, jednak ciężko było zrobić to z wielką raną na ręce i trzęsącymi rękami, zwłaszcza że granat trafił prosto w niego, teraz leżał na mojej ręce krwawiąc zewsząd. Umarł mi w łapach.
Rzuciłem żółty dym i położyłem się z powrotem na koce żeby nie powiększać ran, zasnąłem… Dopiero gdy wstałem zaczęło boleć, to było straszne uczucie. W oddali słyszałem znajome głosy, to był dobry znak, próbowałem krzyczeć “Pomocy” było to jednak ciężko z rozwalonym nosem. Jednak ktoś mnie usłyszał i przybiegli… a ja znów zemdlałem, zdarzało się to coraz częściej. Podciągneli mnie do drugiego pomieszczenia, Charles opatrzył mi ramię i podał mi morfinę. Było ich trzech – Charles, Pako i Ajkon.
Wspólnie broniliśmy się jakiś czas. Charles wymyślił plan, mieliśmy szybko wskoczyć do transportera i szybko odjechać, jednak przedtem miałbym sprawdzić czy jest sprawny. I tak zrobiliśmy ja ostrożnie wszedłem na stanowisko kierowcy i wywlekłem ciało na tyły pojazdu, reszta zaś wskoczyła gdy odpaliłem silnik. Pędziliśmy na południe, do UAZ-ów. Piechota do nich wsiadła i wyruszyliśmy dalej, z powrotem na lotnisko. Gagarin (samolot) zrównał wioskę z ziemią, nie zostawiając nic żywego na tamtym terenie. A teraz jesteśmy tu na lotnisku wśród swoich, zdrowi i gotowi do walki.
ZA ZWIĄZEK RADZIECKI!
(Przejdź na następną stronę by zobaczyc dodatkowe informacje)