Dziennik napisany przez Charlesa zamieszczony w cz.2, zamieszczam tutaj bo jest świetny.
Autor: porucznik Konstantin Szubin, dowódca oddziału Wicher Dwa
8 marca 2015r.
To już koniec. Moja, (czwarta już) żona odeszła z trenerem jogi. Sąd przyznał jej wyłączne prawo do opieki nad dziećmi. Gdyby nie służba i chłopcy z drużyny, nie wiem czy wytrzymałbym. Muszę spojrzeć prawdzie w oczy; nie będę wiecznie skakał z samolotu. Starzeję się. Problem polega na tym, że nic w życiu nie wychodzi mi tak jak wojaczka.
10 marca 2015r. Dzień służby
Dziś rano testowaliśmy nowy sprzęt na poligonie. Zajęcia jak zwykle odbywały się z dużym rozmachem. Swoją drogą nie nadążam już za tym postępem i technologią. Przed jedenastą, major kazał zebrać wszystkich w sali odpraw nr 6. Było słychać zażenowanie w jego głosie; czułem że coś wisi w powietrzu. Znam majora od ponad roku; pomyślałem że znowu wyślą nas do ochrony jakiegoś kowboja zza granicy. Major nie znosił niańczenia vipów. Tym razem jednak, oficer dyżurny postanowił zrzucić oddział na wyspę Namalsk nad Morzem Beringa. Stracili kontakt z tamtejszą bazą i wysyłają nas, abyśmy zbadali przyczynę braku łączności. Poinformowano nas, że stacjonujący tam dowódca bazy – Pribyłow nadał wczoraj o 20.49 ostatni komunikat o obecności ‘sił nieznanego pochodzenia’. Dzień robi się coraz bardziej emocjonujący. Będziemy skakać z 5000 metrów! Kocham swoją pracę.
10 marca 2015r. Wpis nr 2 godz.23.08
Tuż po siedemnastej wylądowaliśmy na tej przeklętej wyspie. Niestety nie wszyscy dotarli do punktu zbiórki. Wiatr zapierdalał tak silnie, że dwóch z naszych zboczyło z kursu. Jednego udało się odnaleźć, niestety drugi żołnierz nigdy nie dotarł do punktu zbiórki. Cholera wie co się stało. Nie było szans na znalezienie go po omacku w tym terenie. Zgodnie z planem o 17.20 wyruszyliśmy w kierunku bazy Pribyłowa. Posępny klimat tego miejsca od razu zalęgł strach w wyobraźni żołnierzy. Zaczęli opowiadać niestworzone historie, rodem z kiepskich, amerykańskich filmów o zombie, kosmitach i tym podobnych bzdurach; szczeniaki. Na szczęście major zajmował rozsądniejsze stanowisko. Pomyśleliśmy wtedy, że po prostu pochlali w bazie i spierdolili wart kilka milionów radiokomunikator. W miarę zbliżania się do bazy było coraz zimniej. Podejście mieliśmy pod górę i wiatr był tak silny, że z każdą sekundą pragnąłem coraz bardziej być już w środku. Znaleźliśmy po drodze wrak śmigłowca. Chłopcy z mojej drużyny ocenili, że musiał tam leżeć od bardzo dawna. Dopiero w bazie przeszedł mnie pierwszy dreszcz. Była pusta. Całkowicie pusta; żadnych strażników, personelu. Ani żywej duszy. Rozdzieliliśmy się i przeszukaliśmy bazę. Nie było śladu po rzekomo stacjonujących tam pojazdach BMP-3 ani śmigłowcu. Wieża radiowa wydawała się być cała i sprawna. Zaczęliśmy szukać dokładniej śladów lub jakiejkolwiek wskazówki o tym co mogło się stać. W bazie brakowało wszystkiego, nawet zapasów paliwa. zardzewiała ciężarówka przy murze, wyglądała jakby rdzewiała na wietrze od bardzo dawna. W głównym kompleksie znalazłem karabin SWD oraz dziennik Pribyłowa. Wczoraj napisał w nim, że czujniki wokół bazy wykryły ruch, który nie mógł być częścią fauny tego miejsca. Twierdzi, że zameldował o tym ‘pułkownikowi’, który kazał mu siedzieć na dupie i czekać. O dziwo był też wpis datowany na dziś!!! Odnośnie szumów pojawiających się na kanale radiowym. Podobno wysłał patrol, by zbadał dawną bazę na zachodzie, podejrzewając, że ktoś może sabotować stamtąd łączność. Kolejny wpis był ledwo czytelny, ale dawał do zrozumienia, że ma dość tej wyspy i chętnie by ją opuścił. Napisał też, że patrol niczego nie znalazł. Nie mając innych punktów zaczepienia, major postanowił że i my odwiedzimy to miejsce. Obawiam się, że Woronowicz mógł trafnie zgadnąć, że dowódca bazy postanowił uciec do USA. Zapadła noc. Siedzimy z starej bazie od wielu godzin i jedyne co znaleźliśmy to kila łusek, ślady krwi i otwory w murze sugerujące kierunek ostrzału; Śnieg zmył wszystko wokół. Major postanowił tu przenocować i ruszyć dalej rano. Próba kontaktu z Niedźwiedziem spełzła o dziwo na niczym. Mam nadzieję że coś wymyśli, bo za cholerę nie podoba mi się to wszystko. Dobrze chociaż, że moje stare kości nie będą marzły na zewnątrz tej nocy…